Najważniejsze by się dobrze bawić!

Tę opowieść zaczerpnąłem ze strony Sławka Latały. Wprawdzie  jest do niej link, ale nie wszyscy zapewne tam zajrzeli , a opowieść jest fajna, więc ją w zasadzie przekopiowałem .

Kibic w zasadzie może oddychać, tak w wolnym tłumaczeniu należy interpretować przepis 76 prawa brydżowego, traktujący o widzach, potocznie zwanych kibicami.

Kibice potrafią być zmorą brydża, o czym boleśnie przekonali się gracze pewnego dość znanego nowojorskiego klubu.

Grano sobie roberki. W pierwszym rozdaniu NS zagrali końcówkę czyli tzw. partię. Kolejne rozdanie było następujące:

 A K D
 10 8 7 6 2
 8 5 4
 9 3
 W 9 8 5
 A K D W
 W 2
 D 7 2
   10 7 6 4
 5 4
 D
 W 10 8 6 5 4
 3 2
 9 3
 A K 10 9 7 6 3
 A K

 

W N E S
pas 5
pasy…

 

W zaatakował asem i królem kier, po czym popadł w karpiele. Tymczasem kibic siedzący pomiędzy W i S, więc mający pełne rozeznanie w rozkładzie, ale beznadziejną analizę stwierdził: Graj co chcesz i tak nie obłożysz. Na takie dictum W pokazał karty, co również uczynili S i E.

Jednak E widząc pełen rozkład zaprotestował: Następny kier obłoży kontrakt, przebiję go damą atu, co wypromuje waleta mojemu partnerowi. Wszyscy zzielenieli, a kibic posiniał. Wezwano sędziego klubowego, który po rozważeniu wszystkich opcji (włącznie z zasugerowaną tytułem poczytnego w czasach prylu kryminału Jerzego Edigeya „Nagła śmierć kibica”) podjął iście salomonową decyzję.

N i S dostają po 800 pkt. (100 za 5 swoje i 700 za robra), a W i E po 100 pkt. (za obłożenie 5 bez jednej). Ponieważ bilans nie będzie się zgadzał, to różnicę każdemu graczowi wypłaci kibic. 

Na szczęście grano tylko po 1/10 centa za punkt, więc wypłata kibica za wysoka nie była, ale co się biedak nawstydził, to jego.

(wykorzystałem artykuł Any Roth w csbnews – A Kibitzer erred)

A co by się stało, gdyby takie zdarzenie miało miejsce w turnieju?

Jakieś sugestie?

Ten wpis został opublikowany w Artykuły dnia 25 listopada 2016, .

Tutaj przypomina mi się dawno zasłyszana historia o kibicu, pochodząca z czasów, gdy na turnieju wolno było palić. Przy jednym ze stolików grała na pozycji NS para należąca do czołówki krajowej. Nic zatem dziwnego, że do pary tej przysiadł się kibic, który z konieczności został kibicem bo mu nawalił partner. Trzeba tutaj dodać, że były to również czasy, kiedy to papierosy były na kartki (nie podejmuję się wytłumaczyć o co chodzi, tym którzy tego nie widzieli) nic atem dziwnego, że prawdziwie nałogowi palacze cierpieli na chroniczny brak zasilania płuc.

W każdym razie na stoliku przed jednym z graczy leżała paczka papierosów z której grający dość często korzystał. Ale korzystał też i kibic. Właściciel tejże paczki ścierpiał jedno skorzystanie przez kibica, ścierpiał i drugie, przy trzecim już mu się zacisnęły szczęki a przy kolejnym nie wytrzymał i zagadał: „Panie, ale Pan pali już piątego papierosa”. Na to kibic niezrażony: „Nie szkodzi,  ja się i tak nie zaciągam”.

Kibic to jednak zmora. Poza kibicami Legii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *