Życie brydżowe Wrocławia po perturbacjach na przełomie roku związanymi z przekwalifikowaniem turniejów środowych na środowe grane we wtorek i dodatkowo raz w miesiącu w poniedziałek, powoli się unormowało i są delikatne symptomy jego poprawy. Frekwencja wyraźnie  wzrosła, pojawili się młodzi zawodnicy choćby Oskar Tokarczuk od kilku tygodni grający regularnie we wtorki z różnymi, równie młodymi partnerami. Arek Poziemski wraz z jednym bądź drugim partnerem też od pewnego czasu regularnie grają we wtorek. Pojawia się jeszcze jedna zupełnie młoda para i to dość regurlanie. Może jednak odmłodniejemy!!

Jak ogólnie wiadomo, we Wrocławiu można w turnieju brydżowym pograć 4 razy w tygodniu. Jeden z tych turniejów jest turniejem ogólnodostępnym o dość wysokiej randze, co skutkuje wysokimi premiami w postaci PKL-i za ulokowanie się w jego czołówce. Wyraźnie to pokazałem w felietonie podsumowującym rok 2016.

Mamy jeszcze dwa  turnieje, których motorem jest Darek Marczak, są to tak zwane turnieje kuźnickie rozgrywane w poniedziałki i piątki, oraz turniej czwartkowy, którego siłę napędową stanowią państwo Małgorzata i Andrzej Robakowie, przy dużym współudziale Darka Marczaka. Turniej ten jest rozgrywany w pubie przy ulicy Braniborskiej, popularnym „Saloniku”. Turnieje te mają jednak status nieco odmienny, są one turniejami klubowymi oraz dla zaproszonych gości. Teoretycznie to znaczy niewiele, ale praktycznie jest kilku zawodników, którzy nie mogą w nich zagrać (przynajmniej w jednym z nich), gdyż organizator z różnych powodów, odmówił ich zaproszenia

Trzeba jeszcze wspomnieć o turnieju rozgrywanym bodajże raz w miesiącu, w soboty,  organizowanym dla zawodników o niewielkim współczynniku WK.

Jak się spojrzy na listę wrocławskich turniejów, to wygląda ona imponująco. No bo proszę; cztery turnieje w tygodniu, to brzmi. Niestety, w tej beczce miodu jest jednak i to nawet dość duża łyżka dziegciu. Myślę, że każdy zna warunki panujące w jakich się gra,  więc pomińmy milczeniem ten temat. Warunki gry są takie jakie są, ale też i sami sobie warunki te pogarszamy. I nie wiem, czy to wynika z podniesionego poziomu adrenaliny, czy też jest przejawem elementarnego braku kultury.

Chodzi mi o, czasami wręcz niesamowity harmider panujący na turniejach. Harmider ten jest generowany przez samych uczestników, a każda próba uciszenia gwaru, skutkuje tylko jego coraz to większym natężeniem, przy równoczesnej małej aktywności sędziego. Cały ten rejwach pochodzi stąd, że w wielu graczach tkwi instynkt instruktora oraz przekonanie, że jeśli instruktażu nie udzieli się natychmiast to ten z naprzeciwka nigdy nie zrozumie, że zrobił bład (bądź go i nie zrobił). Tych instruktorów a zarazem ”generatorów szumu” da się podzielić z grubsza przynajmniej na trzy główne kategorie.

Kategoria pierwsza to „instruktor prawdziwy”. Należy do tej kategorii gracz, który po rozegranym rozdaniu musi poinstruować partnera o tym, że ten źle zagrał i jakie zagranie w danej sytuacji należało zrobić. A ponieważ jak wiadomo, partner ZAWSZE źle zagrał, okazji do wszczęcia szumu nie brakuje. Wyższą formą jest „instruktor prawdziwy z powołania”, ten z kolei, po zakończeniu rozdania instruuje partnera jak ten powinien był zagrać, gdyby miał taką a nie inną kartę, a której ten, rzecz jasna nie mając, o takim zagraniu o jakim mówi partner, nawet nie pomyślał. No ale ma okazję dowiedzieć się jak mógłby zagrać.

Drugi typ generatora szumu to „analityk”. Ten z kolei, po rozegraniu rozdania w zależności od nastroju,  albo rzuca się na karty partnera i analizuje czemu ten dołożył 7-kę, mając 6-tkę, albo też dopytuje się czy partner ową 6-tkę posiadał a często w zapędzie swojej analizy, o brak owej nieszczęsnej 6-tki potrafi partnera obwinić, bo przecież dołożenie 6-tki lepiej by zobrazowało kartę.

No i najgłośniejszy generator, to „gracz prawdziwy”. Ten z kolei, po uzyskaniu słabszego wyniku, natychmiast atakuje partnera, wytykając mu złe zagranie. Awanturnik potrafi zaatakować partnera, niezależnie od tego czy to zagranie partner wykonał samodzielnie, czy co zdarza się bardzo często, sam to zagranie sprowokował. A szczerze mówiąc  nawet nie za bardzo jest mu potrzebny zły wynik, ani też złe zagranie. On wie, że partner zagrał źle i już,  i trzeba temu bałwanowi z naprzeciwka to uświadomić.

Obojętne jednak do jakiej kategorii taki „generator” należy, to zawsze ma  okazję by zaistnieć. Gra się na kilku stołach równocześnie, każde rozdanie zawiera jakiś smaczek i każde stanowi podłoże do rozpoczęcia szumu i niemal każde ten szum powoduje.

Wszystko to odbywa się na początku w miarę cicho, jednak instruktorów jest kilku a każdy instruuje przestając sam siebie słyszeć, mówi więc coraz głośniej no i mamy. Człowiek nie może własnych myśli usłyszeć a próba uciszenia absolutnie nie działa.

Do tego dochodzą jeszcze zawodnicy dla których rozdanie nie skończyło się z chwilą schowania ostatniej karty do pudełka. Analiza czy partner miał siódemkę czy trójkę i co powinien dołożyć trwać może dobre klika minut. A nawet przenosi się na następny stolik. Siedzisz i czekasz na przeciwnika, ten przychodzi i przez kilka minut instruuje partnera co ten miał i co powinien zagrać, albo lepiej, co ten powinien zagrać(zalicytować, zawistować, dołożyć) gdyby miał to czego nie miał.

No i jest jeszcze jedna, specjalna kategoria „generatorów szumu”. Szczególnie ich „działalność” widać  a zwłaszcza słychać od czasu do czasu w Saloniku. Na czym praca takiego generatora polega nie będę tutaj opisywał, kto tam bywa to wie, ale noszę się z zamiarem opisania również i tego zjawiska.

Ciekawe, że na dużych imprezach jest tego rejwachu jakby mniej. Kultura graczy większa, czy może sędziowie są bardziej surowi? No i pewno  dużo większa sala powoduje większe rozproszeni szumu.

 

Mimo wszystko, na zakończenie jak zwykle: Udanych impasów, zwłaszcza tych ćwiczebnych.

Lech Warężak

20 Komentarzy

  • Arek

    Diagnoza słuszna, ale jak pacjenta leczyć?
    Sędziowałem już 3-krotnie kocioł KMPy i choć to były małe turnieje (~12 par) mam podobne wrażenia co do szumu. Szybko zdałem sobie sprawę, że uciszanie prośbami wszelkich gadających par nie ma sensu. I tak po następnym rozdaniu będzie musiało paść trochę komentarzy. Siłą uciszać też nikogo nie będę. Raz że dawanie mnóstwa kar wypacza wyniki, dwa że w imię czego?
    Jak zauważyłem rosnący szum nie przeszkadza innym zawodnikom lub przynajmniej nie na tyle, by się zaczęli skarżyć. Wtedy o ile rozmowy nie są na tyle głośne, że grożą paleniem rozdań lub nie skutkują przekroczeniem czasu na zagranie rundy nie mam podstaw do interwencji.
    Na turniejach wtorkowych, które będę sędziował już od kwietnia, będę się starał o wprowadzenie standardu grania we względnej ciszy. Jednak nic nie będę mógł zrobić wbrew zawodnikom. Ale zwrócę na jedno uwagę: jeśli nawet przy połowie stołów znajdzie się zawodnik, który powie do pary przeciwników np: “proszę skończmy dyskusję i przejdźmy do następnego rozdania” to poziom hałasu się istotnie zmniejszy. Jeśli liczba zawodników pragnących grać w ciszy będzie wzrastać to automatycznie poziom hałasu będzie malał. A wtedy tym ostatnim hałasującym zwróci uwagę sędzia

    • Lech Warężak

      No cóż, to jest taka choroba, że głównym uzdrowicielem może być sam pacjent. I tak moim zadaniem sytuacja w tej chwili jest o niebo lepsza niz powiedzmy rok temuu. Myślę również, że bardzo często pacjent nie zdaje sobie sprawy z tego że generuje taki szum. Namolne powtarzanie może poskutkować. Mam w każdym razie taką nadzieję i dlatego temat ten poruszyłem.

    • Górnik

      Arku, to wszystko nie jest takie proste. Sędziuję najbardziej wymagający turniej, gdzie od połowy niektórzy są dość mocno oprawieni i próba spacyfikowania takowych jest b .trudna jeśli nie niemożliwa.

      • Arek

        Turnieje czwartkowe są specyficzne właśnie ze względu na miejsce. Tam się przychodzi nie tylko pograć w brydża, ale i przy okazji napić się piwa. Powiedzmy otwarcie, że w takich warunkach turniej będzie miał luźniejszą atmosferę i próba zmiany tego jest bezcelowa. Oczywiście sędzia jest potrzebny by sytuacja nie wymknela się spod kontroli. I też ważne jest by uczulać zawodników i tłumaczyć, że sytuacje jakie opisałaś są niedopuszczalne. A że to jest trudne nie musisz mi mówić

  • WL2017

    A do tego trzeba zauważyć, że w naszej dyscyplinie gra się do śmierci a organizm z wiekiem coraz słabszy (m.in. głuchota). Powoduje to wrzask u tych, co słyszą słabo a wzmacniają się własnym głosem a nie aparatem słuchowym. Problem trudny do rozwiązania.

    • Lech Warężak

      Gwizdek pomaga, rzecz jasna. Ale też autorytret sedzięgo działa. O tym też jest temat. Może mi się uda coś napisać, bo w swoim życiu trochę sedziów się przeszło i usłyszało.

  • Górnik

    Panie Leszku wszystko prawda, ale w czwartki działa jeszcze jeden faktor, o którym chyba wszyscy tu wiemy. A z naprutymi dyskusja jest znacznie utrudniona.
    Pozdrawiam

      • Górnik

        Będę bardzo wdzięczna, jako że przyszło mi w udziale sędziować najtrudniejszy turniej (alkohol jest tam wszechobecny, nikomu nie zabronię pójść po piwo, macie Państwo przecież 18 już dawno skończone). Ostatnio miałam wątpliwą przyjemność usunięcia z turnieju pewnego Pana, który normalnie jest bardzo grzeczny, jednak na feralnym turnieju przedawkował napoje procentowe i w połowie rozdania rzucił karty i sobie poszedł. Od razu posypała się też na moją głowę krytyka, że przecież to jest pierwszy taki incydent z udziałem tej osoby… No tak, ale Pan potykał się już o własne nogi, za dwie rundy nie wstałby od stołu. Moim dość młodym ( sędziowsko i metrykalnie) zdaniem rola sędziego jest trochę przejaskrawiana jeśli chodzi o ocenę jakości turnieju. Sędzia ma być sędzią a nie księdzem czy psychologiem, jest na sali od przepisów a nie od kultury osobistej graczy….Jeśli za prawidłowe wykonanie swojego zadania sędzia słyszy wiązankę, to jaka jest w tym jego wina?

        • Lech Warężak

          Widzę, że temat używania na turnieju nazwijmy to “napojów ośmielajacych” jest tematem gorącym. I zresztą nic dziwnego bo jest to temat gorący w różnych płaszczyznach. Od dawna noszę się z zamiarem napisania coś o tym i w końcu coś i napiszę. Jednak jest to temat trudny i wszystkie sądy radykalne jak i wygłaszane “ad hoc” na ogół mijają się zarówno z celem jak i prawdą. No i pojawił się drugi wątek, który też należałoby poruszyć, jest nim postawa i rola sędziego. Też temat gorący i niełatwy. No ale powolutku, powolutku…

  • Zbigniew

    Ciekaw jestem gdzie i kiedy rozgrywany jest turniej dla debiutantów . I mam pytanie w jaki sposób możemy zapisać się do DZBS ?

    • Lech Warężak

      Witam młodych adeptów (mam taką nadzieję). O takim turnieju dla debiutantów już przemyśliwałem. No ale aby można było coś takiego zorganizować musi być kilka par. Myślę, że można by taki turniej zrobić we wtorek. Porozmawiam o tym z Arkiem.
      Co do drugiego pytania, to przyjdźcie we wtorek, pozrozmawiamy. Mam nadzieję, że wiecie gdzie. Albo też proszę zadzwonić do mnie.
      Pozdrawiam

  • Arek

    Co do regulaminu i turniejów na dochodzenie; pomysł zrodził się jeszcze w lutym, kiedy frekwencja jeszcze nie osiągała regularnie 20. Potem, uznałem że nie ma potrzeby wykreślać tego punktu. Bardzo możliwe, że zostanie on martwy, ale uznałem, że warto dopuścić taką możliwość urozmaicenia. Ze swojej strony mogę obiecać, iż nie wprowadzę takiej “rewolucji” bez szerokich konsultacji z uczestnikami. Nie chcę sobie strzelać w kolano 😉
    Co do turniejów dla debiutantów: jestem za, ale nie teraz. Raz: że najpierw muszę się wdrożyć w sprawne prowadzenie jednego turnieju; dwa, że jakby frekwencja ciągle rosła to dla tych 3-4 par może już nie być miejsca po prostu. Czyli tak do początku maja nie będę wstanie nic takiego zorganizować. Ale w międzyczasie jestem gotów do wysłuchania propozycji i dyskusji na temat takiego turnieju
    Pozdrawiam

    • Lech Warężak

      No i gra. Ale z tymi turniejami(stolikami) dla debiutantów to jednak pomyśl. Jasne, że nie może to być na już, ale powolutku może się cos uda. Ja w każdym razie trzymam kciuki.

    • Darek

      Arku, moje dwa grosze. Wprowadzenie debiutantów to zacny pomysł ale tworzenie TERAZ stricte turnieju dla początkujących (ala “pierwszy krok”) jest wg mnie na wyrost. Co prawda mamy świadomość, że można ich liczyć w co najmniej dziesiątki 😉 ale oni nie wiedzą, co gdzie i jak. Jeżeli na turnieju znalazłaby się taka para należy ją traktować bardzo ulgowo (bez FR i innych typowych trudnych sytuacji dla nieobeznanych), może nawet z niskim wpisowym albo rezygnacji pt. Dziś zagracie za 10 ale trzy następne turnieje w tym miesiącu po 5zł. Odczucie narybku, że grają w turnieju na wyjadaczy i zdziera się z nich 20pln jest zniechęcające a atmosfera przy stolikach bywa baaardzo napięta. Dlatego proponowałbym uwzględnienie w regulaminie punktów gdy Wtorkowy prowadziła Kasia Dufrat. Gdy będą czuli się bezpiecznie przyprowadzą ze sobą innych.

      I gdy okaże się, że adeptów przybywa (podpytać czy znajomi by uczestniczyli) wtedy uruchomić taki turniej (może na początek raz na kwartał, informacja z dużym wyprzedzeniem), jak teraz odbył się w Kunicach. Nie byłem ale mam relację z pierwszej ręki i są to tylko pochlebne opinie.

      Z tego względu jednak, że nie prowadzi się akcji marketingowych, klubu jak CSU w stolicy nie mamy a szkoli się tylko młodzież, trzeba dbać o tych którzy zdecydowali się przyjść.

  • Zbigniew Szewczyk

    To świetnie jeżeli turnieje dla debiutantów mogłyby się odbywać ale proponuje by stało się to z udziałem już doświadczonych brydżystów . Przyznam , że braliśmy po raz pierwszy udział w turnieju brydżowym organizowanym w Przesiece . W czasie tego turnieju wiele się nauczyliśmy a także dowiedzieliśmy się od uczestników gdzie możemy szukać informacji o działalności PZBS i DZBS . Dziękuje za zaproszenie na spotkanie , rozumiem , że w klubie przy ul Dubois .
    Zbigniew .

Skomentuj Lech Warężak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *