„To już minęło, te czasy, ten luz

Ci wspaniali ludzie nie powrócą, nie powrócą już…”

Moja brydżowa przygoda z Panem Waldemarem i Jego towarzystwem trwała zaledwie sześć lat, nigdy też nie byliśmy jakoś bliżej zaprzyjaźnieni, jednak jak wszystkich, tak i mnie wiadomość o śmierci „Siudyma” dotknęła bardzo mocno.

Byłam wtedy dzieciakiem- tuż po maturze i wczesne lata studiów- mocno początkującym na brydżowej ścieżce. Pan Waldek, jak również całe Jego towarzystwo, wydawali mi się ludźmi z innego świata. Grali w drugiej lidze, jeździli po Polsce, odnosili sukcesy. A przy tym- zawsze pogodni, uśmiechnięci, życzliwi tym słabszym, którzy z różnych powodów nie decydowali się na udział w Grand Prix Polski Par w różnych miastach Polski. Taki też był Pan Siuda- przy stole zawsze miły, uprzejmy, nie wyśmiewał, nie komentował, lecz wytłumaczył… Zarówno jako partner, jak i – co ciekawe- jako przeciwnik. Nigdy nie usłyszałam z Jego ust żadnego nieprzyjemnego komentarza pod adresem osób początkujących. A był otwarty na grę z każdym. Choć poniedziałkowe turnieje na zapis maksymalny, liczące się do relatywnie dobrze finansowanej długiej fali, wolał grać z przyjaciółmi z ligowej drużyny, jednak czwartkowe turnieje na średnią grywał z różnymi partnerami. Miałam przyjemność zagrać z Nim tylko raz. Była to bardzo wczesna faza mojej obecności w bolesławieckim brydżu, tak naprawdę nie znałam nawet dobrze Wspólnego Języka, jednak grę wspominam bardzo przyjemnie. Nie krzyczał, nie wyzywał… Tłumaczył. Na spokojnie, rozdanie po rozdaniu. A w newralgicznych momentach ściągał rozgrywkę na siebie.

Pan Waldemar już do końca kojarzył mi się będzie z „Nową jednostką SI”. Wydarzenie to znam jedynie z opowieści- w którejś składce II ligi miał on dwukrotnie!! wystawić 1100. Życzliwi przyjaciele od razu dorobili sobie opowieść, jakoby sympatyczny zawodnik z Lubania miał zapomnieć kodu PIN do telefonu i w ten sposób się ratować. W późniejszym czasie 1100 zostało nazwane „jedną Siudą” i wprowadzone do obiegu jako bolesławiecka jednostka SI. Zaczęły się oczywiście pojawiać jej pochodne- jedna Grela, jedna Molenda, a nawet… jeden Górnik, lecz to „Siuda” pozostała tą, od której się wszystko zaczęło.

I tutaj historyjka. Turniej w Książu lata temu, Pan Waldemar gra w parze z Cathy Bałdysz. W pełnym ataku wystawił przeciwnikom 1.100. Jako że pani Bałdysz nie ma w zwyczaju krzyczeć, spogląda jedynie na partnera ze zdziwieniem, na co mieszkaniec Lubania przywołuje na twarz przepraszający uśmiech i broni się następująco: Sorry Kasiu, ale jak ja na turnieju 1.100 nie wystawię, to źle się z tym czuję.

No i jak tu się gniewać!!.

Również teraz, po latach, kiedy nasze drogi skrzyżowały się ponownie na kotłach ligowych w Brzegu Dolnym, Pan Waldek zachowywał się bardzo przyjaźnie. Kiedy w moim pierwszym sezonie w obecnej drużynie zasiadałam do stołu przeciwko bolesławianom – z sentymentem, ale i pewną dozą stresu- wiem, że są o wiele lepsi, Waldemar porozumiewawczo mrugnął i zapytał: „Swoich będziesz lała?” Akurat tak wyszło, że wysoko wygraliśmy. Cała drużyna pogratulowała, a Pan Siuda ze śmiechem: Ty się lepiej w „Lilipucie” nie pokazuj.

„Obraza” szybko Mu jednak minęła. Ostatnim razem, kiedy druga i trzecia liga rozgrywały swój kocioł w jednym miejscu, Pan Siuda wesoło przywitał mnie i mojego partnera następującymi słowami: To co młodzieży, za sezon się widzimy?

Niestety, już się nie zobaczymy. I to nie tylko dlatego, że moja drużyna nie weszła do pierwszej ósemki. Pan Waldemar gra już ze swoim wielkim przyjacielem Antonim Ochotem w najlepszej drużynie na świecie.. W drużynie, gdzie nie ma taryf, nie ma kar maksymalnych, a sędzia nie krzyczy nad uchem.

Dlatego, wiedząc o tym, że kiedyś w tej drużynie zagramy wszyscy, żegnam Pana Waldemara słowami:
„Nie powiem jednak żegnaj, lecz do jutra…”

            Anka Jankowska

I jeszcze jedna wstawka od Doroty Kwintkiewicz

Pamięci Waldka.

Są ludzie tak dobrzy szlachetni, mądrzy, niezastąpieni o których śmierci nigdy nie myślimy gdy przychodzi jesteśmy zaskoczeni porażeni zrozpaczeni i bardzo samotni.

A to ja:

Nic dodać nic ująć.

Żegnaj Waldi.

 

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *