Najważniejsze by się dobrze bawić.

Tekst ten umieszczam w zakładce Coś do. ., choć niektóre jego fragmenty są bardziej do płaczu niż do śmiechu. Zresztą zobaczcie sami.

Ostatnim turniejem eliminacyjnym w tegorocznym cyklu GP Dolnego Śląska był ten w Świebodzicach. Turniej jak turniej, warunki gry przyzwoite, wpisowe umiarkowane, rozdania w miarę normalne, sędziowanie bez zarzutu. Nic tylko przyjeżdżać i grać. A jednak frekwencja taka sobie. Trzydzieści trzy pary jak na Dolny Śląsk, niby nie jest najmniejsza, ale też nie jest liczba powalająca. Zresztą bolączka ta dotyka prawie wszystkie nasze regionalne turnieje. I powstaje pytanie; co jest tego przyczyną?

Czyżby prawdziwą miała by być teza o zanikanie zainteresowania brydżem w ogóle a sportowym w szczególności?  Obserwując turnieje te regionalne jak i klubowe trudno temu stwierdzeniu zaprzeczyć.

Ale wracając do turnieju w Świebodzicach. Dla wielu zaskoczeniem była liczba rozgrywanych rozdań, bo grało się tylko trzy sesje dziesięciorozdaniowe. Miało to jednak i pozytywne strony. Choćby to, ze wróciliśmy do domów wcześniej niż zwykle i jeszcze można było obejrzeć konkurs skoków narciarskich, że nie było denerwująco długiej przerwy obiadowej, która na wielu zawodników działa mocno dekoncentrująco, odpadł również problem obiadu. Tym bardziej, że powrót do domów nastąpił w takich godzinach, że obiadu domowego nawet nie trzeba było specjalnie mocno odgrzewać.

A o to byśmy z głodu nie potracili zbyt dużo kalorii, organizatorzy zadbali specjalnie, udostępniając możliwość przygotowania sobie kawy i podrasowania się ciasteczkami, a dodatkowo można było spróbować czerwonego barszczyku z kilkoma rodzajami paluszków. Tak, że z głodu nie umieraliśmy. A niektórzy nawet, skorzystali z okazji i te ciasteczka pakowali sobie do foliowej torby, zapewne jako zabezpieczenie na zbliżające się przecież święta.

Sam turniej przebiegał dość sprawnie, nie licząc drobnej awarii sprzętu z którą sędzia Tomek Baj jakoś sobie poradził. Niestety miał trochę większy problem z jednym z graczy, który nazbyt często pouczał swojego partnera o niewłaściwości Jego zagrań, używając przy tym nie do końca delikatnych określeń dotyczących stanu umysłu, partnera oczywiście a nie swojego. Chociaż między Bogiem a prawdą, niektórzy byli skłonni uznać, że te komentarze jednak w głównej mierze dotyczyły jednak ich autora a nie partnera. Ponieważ te swoje spostrzeżenia wyrażał w sposób zdecydowany a to tego wyraźnie za  głośno, sędzia miał co chwila okazję do interwencji. Chyba nawet usunął parę na jedno rozdanie z sali celem wyjaśnienia sobie zaistniałych wątpliwości, na uboczu.

A z rozdań? Było wiele ciekawych, ale jedno przytoczę, choćby z racji tego iż zanotowałem w nim prawie zero. A wyglądało ono tak:

Rozdawał W obie przed.

♠ 10 8 4 2
Q 10 8 7
♦ J 10 6
♣ K 8
♠ Q 9 3 ♠ A K 7 5
♥ K 6 5 4 3  J
♦ A Q  4
♣ 10 9 4 ♣ A Q 7 6 5 3 2
♠ J 6
 A 9 2
♦ K 9 8 7 5 3 2
♣ J

 

Po niezbyt skomplikowanej licytacji, której ze względów szkoleniowych nie przytoczę, doszliśmy z partnerem (a tak naprawdę to w zasadzie ja sam) do kontraktu 5 trefl z ręki E. Po wiście 5 karo zabrakło mi męskości, zabiłem asem i zagrałem trefla a  z lewej pokazał się król. Lew 12 no i zapis 20%. Za lew 13 brało się 30%.  Dwie pary dopadły tutaj 6NT za 96%, a jedna 6 trefl za 86%.

Trudno, jak mówią; gra się dalej.

A za rok warto jednak przyjechać do Świebodzic, a nawet powiem więcej, na wszystkie turnieje w ramach GP DŚ bo coś mi się widzi, że po nieco niemrawym początku cykl zaczyna nabierać pewnego rozmachu i w przyszłym roku będzie na pewno tylko lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *