Na naszej drodze brydżowej stawają różni partnerzy. Począwszy od amatorów, którzy brydża i co tygodniowe spotkanie z nami traktują jako świetną sprawę i znakomitą okazję do podtrzymania znajomości, pogadania, pośmieszkowania z różnych rzeczy; poprzez pracusiów, chcących nas czegoś nauczyć bądź rozwijać się razem z nami (takich życzę każdemu), po niestety ale mistrzów porozdaniowych, którzy doskonale wiedzą, gdzie wykonać dwustronny impas, wistują spod AJxxx na kolor wiedząc, że partner ma drugiego króla i za moment pójdzie przebitka, golą w turnieju na maksy końcówkę na bezkarciu bo akurat idzie… No po prostu grają jakby to oni napisali program Deep Finesse. Szkoda tylko, że po rozdaniu.
Wymienione wyżej podgrupy bardzo łatwo rozróżnić w trudnych dla nas jako brydżystów momentach- zrolowaliśmy wykładańca, wypuściliśmy niewygrywalne, przynieśliśmy -30 ze stołu… Amator machnie ręką, odśpiewa nasz nieoficjalny hymn narodowy, ewentualnie postawi piwo na otarcie łez…
Dla mnie jako relatywnie młodej zawodniczki, w dodatku dziewczyny, partner marzenie… Cisza, spokój, komfort.. Nic- tylko rolować dalej. Na pewno o to nam chodzi? Ale, z drugiej strony, żal poświęcać relacje…
Pracuś- hmmm… Są pracusie i pracusie. Jeden powie “na razie graj, pogadamy po rundzie” i dopiero po rundzie/meczu/turnieju przy piwie wytłumaczy, co było nie tak. Drugi, nieco ostrzejszy, wyłuszczy swoje racje od razu… Może nawet ze złością, nerwowo- ale, nieszkodliwie. Tacy są gotowi na milion pytań- wiedzą, z kim siadają…
Mistrz porozdaniowy- o, ten to będzie miał używanie… Jak to drugiej damy za, nie trafiłeś? Przecież zagranie dachem było oczywiste… Na pytanie : a dlaczego? pokaże protokół i powie: trafiali…
Jak to nie golnąłeś końcówki w trzy baby w karcie do mojego 18? A co to za wist spod 5-tej damy? Wziął na waleta- nigdy by jej nie wziął… Wszystkie argumenty będzie zbijał: No to masz wynik.
A co w przypadku zagrania dobrego?
Amator pochwali, zbije “piątkę”, coś śmiesznie zatekści. Pracuś doceni, powie: No fajnie. Z uznaniem pokiwa głową. Czasem nie powie nic. Czasem, jak nasz kolega o naukowej ksywie, powie “Ja bym tego nie trafił”. A mistrz porozdaniowy? Powie: Nie trafili wistu. Pomogli Ci. (Pytanie, czy kiedy rzeczywiście ten wist trafią, będzie umiał pogratulować przeciwniką trafionego ataku…)
Będziesz czuł, że robisz źle dlatego, że nie dobrze. A jeśli zagrałeś dobrze – to masz fuksa. Z milionem pytań, dlaczego to był błąd, zostaniesz sam. A może pozostanie Ci włamać się do programu generującego rozkłady kart? Jako zawodniczka o średnim poziomie zaawansowania, chciałabym życzyć wszystkim grającym, partnerów z tej pierwszej bądź drugiej grupy. A ludzią zaliczającym się do grupy trzeciej- cóż, pokory wobec św. Piatnika i jego pomysłów. Z doświadczenia wiem, że Deep Finesse gra wszystko idealnie, czasem wymyśla rzeczy, nad którymi wrocławscy gracze przez duże G, pracują dobrych parę dni.
To chyba o czymś świadczy?
Anka Jankowska